jedenaście wierszy, wybranych z tomiku "zbiesiły się anioły"
trauma
rozpoczynał się trzynasty dzień miesiąca vasaris
jeden dziewięć siedem cztery wschód słońca: był
znak zodiaku: wódnik
— — —
podobno nie wszystko poszło zgodnie z planem
— — — zbiesiły się anioły
i morze wyrzuciło mnie na brzeg przyznaję
niewiele pamiętam:
ból rozdzierający płuca przy każdej eksplozji krzyku
w czasie gdy one podawały sobie moją doczesność
powtarzając magiczne słowo: apgar
— — —chwilę później wdrożono procedurę podcinania
skrzydeł
[złoty dwadzieścia...]
złoty dwadzieścia na tyle Makarow
wycenił twój smutek
wygrawerowany na rękojeści wiersza
kaliber dziewięć milimetrów
— — — najpierw kość
znikająca miedzy hukiem a odrzutem
i już ziemia lżejszą i już światłość
ołowiana dobiera się do miąższu
z którego i tak niewiele było pożytku
i znowu kość
tym razem bardziej widowiskowo
z rozmachem czym chata [...]
jutro przyjdzie zobaczy wezwie
odpowiednie służby które stwierdzą
że taka poezja powinna być karalna
gorzkie żale
zarżnęli prosiaka [...]
dwie zimne krowy z lodówki wyjęte [cisza]
to będzie długa noc to będzie noc ciepła
i cierpka jak serca ocet nie chrzczony słodką
metaforą
— — — noc
po której niewiele się pamięta
się nie pamięta wiele oprócz tego że była
że opadła skowytem na pierwszą kolejkę
za pierwszą miłość za miłość ostatnią
za ochłap życia za pustkę za pracę
za robotę za świnię ofiarną za to i za tamto
nim biała rozpacz padnie pawiem w sieni
to będzie długa noc
za pierwszą miłość [— — — za ostatnią]
[— — — taka biel]
— — — taka biel
że aż oczy bolą że aż pianę toczyć
że aż nerw wzrokowy rozsyła śnieżycę
pod serca ołtarze skąd tylko zdziwienie
zamrożonych pragnień i taka biel
że Absolut w strzykawce
z tlenem wymieszany w proporcjach
absolutnie przypadkowych zaczyna
zasypiać a via dolorosa nie rzuca już cienia
i siebie nie rzuca pod stopy
taka biel że aż oczy bolą że aż pianę
toczyć że aż [...] i odejść bez słowa
przyciąganie
przebiegam przez ciebie
na czerwonym świetle
pod osłoną wiersza
przez ucho igielne przeciskam
posłańców
— — — dłonie moje
nieziemsko płochliwe stworzenia
co w liniach ukryły
pamięć twoich włosów
ja siński ty obłęd
a łączy nas tyle
że ku sobie lgniemy
siebie odtrącając
amen
odłamując kawałek kruchej metafory
szerokolistnie zapraszam do kaźni
wszystkie swoje niedowcielenia
zwabione bezdechem ostatniego wiersza
— — — przesiewam rozpacz
w którą rzucono szklany nieśmiertelnik
mojego szaleństwa
— — —
opadam coraz niżej i niżej i niżej
pod piwnicę pod krwawe przedpiekle
jak jedna czarna samotna łza
o której jeszcze nic nie wiem
a jednak czuję że to właśnie dla niej
że dla niej to wszystko i przez nią
kołacze się słowo co ciałem
już nigdy nie będzie prawdziwym
w której kołaczę się ja
by w sekundzie brzemiennej
zgasnąć bezpowrotnie zgaśnie i ona
— — — o której nic nie wiem
a przecież jestem coraz niżej i niżej [...]
[która jesteś...]
która jesteś nie czekaj na mnie
— — — nie warto
szkoda twojego czasu i miłości
gdybym chociaż potrafił na psa urok
czar rzucić lub też okultyzm wyśpiewać
mocą magiczną magicznej nocy
tęsknotą okryty gdybym chociaż [...]
ja nawet zgubić się nie potrafię
— — — bez śladu
teatr
zlokalizowałem swoje odbicie
na tafli żyletki
teraz będzie trudniej
krople deszczu
uderzają miarowo
w cienką strunę przeznaczenia
— — — zaczekać do Wielkanocy
czy może jednak
skosić światło zgodnie z intuicją
o której wiem tylko tyle
że jest
nic poza nic ponad
po drugiej stronie źrenic
opada kurtyna
[przystań]
przystań
oddala się z każdym dniem
coraz szerzej coraz dosłowniej
rozrzucam między wierszami
wszystkie swoje twarze
— — — ciebie zanurzyłem w niepamięci
znowu pachniesz nowością
gardenia wypowiada wojnę
bezsenność
— — — zapowiedź brzasku
iskra boża chaotycznie
przeskakująca po kocich łbach
szukaj szukaj [...]
najpierw padły strzały
dopiero po chwili
dostrzegłeś słowa wycelowane
prosto w twoją głowę
— — — dzień dobry
przyszliśmy dobijać rannych
poetów
krzyżomat
przesuwając stopę po wytartym
progu świątyni starał się nie myśleć
nie pytać nie odwracać głowy
a jednak wyczuwał ich obecność
— — — cienie
trzeba będzie kupić mocny sznur
Nazarejczyk miewał dziwne
pomysły zwalniające blokadę bębna
maszyny losującej
— — — tym razem padło na niego
wycieczka | bankrut | trzy dychy
Judaszu [...] pocałuj Pana